- I zagrożenie jej dziecka.
- Dlaczego nie zgłosił pan tego zagrożenia? - Chciałem, żeby pani Patston mi zaufała. Zawiadomienie służb socjalnych czy policji mogłoby tylko pogorszyć sytuację jej i dziecka. - I rzeczywiście zaufała panu? - spytał Keenan. - Myślę, że była tego bliska. - Ale więcej jej pan nie widział? - dopytywała Shipley. - Nie. - A rozmawiał pan z nią? - Po spotkaniu w bibliotece już nie. - A Michael Novak? - On rozmawiał z nią potem dwa razy. - O czym? - Zbierała się do podjęcia decyzji. - W jakiej sprawie? - Czy mam jej pomóc uwolnić się od małżeństwa. - Nadal pan nie wspomina - zauważył Keenan - jaki rodzaj wyjścia pan zaproponował. - Czekałem z tym na jej odpowiedź. - Ale musiał pan mieć w zanadrzu konkretne rozwiązanie - powiedziała Shipley. - Oczywiście. - Więc? - naciskał Keenan. Allbeury milczał przez chwilę. - Gdyby pani Patston zdecydowała się odejść, zrobiłbym wszystko, aby zgodziła się zamieszkać z córką w miejscu, gdzie obie byłyby bezpieczne. - Na dłuższą mete? - Tak. Nic innego nie wchodziłoby w rachubę. - Ale pan ciągłe czekał na jej ostateczną odpowiedź? - spytał Keenan. - Kiedy Mike Novak mi ją przekazał, pani Patston już nie żyła. Zabrał ich do błękitnego gabinetu i pozwolił zaglądać sobie przez ramię, kiedy sprawdzał swój terminarz w komputerze, cofając się aż do dwudziestego lutego - dnia zaginięcia i śmierci Lynne Bolsover. - W razie potrzeby - rzekł Allbeury - oba te poranne spotkania dadzą się zweryfikować. - A to popołudniowe? - spytała stojąca po lewej stronie Shipley. -To było z klientem, któremu zależy na dyskrecji. Zresztą on i tak jest teraz za granicą. - Podniósł na nią wzrok. - Miałem wrażenie, że John Bolsover siedzi w Bel-marsh i czeka na proces o morderstwo żony. - To prawda. Allbeury wrócił do swojego terminarza. Przewinął zapiski o osiem miesięcy wstecz, do października, i zerknął na Keenana, który stał z prawej strony krzesła. - Poniedziałek - podpowiedział mu inspektor. - Siódmego.