R S
- Kara za dzisiejsze spóźnienie zostanie doliczona do rachunku, panno Thomas. Carrie skrzywiła się od wypowiedzianych za jej plecami słów, ale najpierw się uśmiechnęła, a dopiero potem stanęła twarzą w twarz z kierowniczką żłobka. - Przepraszam, pani Plewman - usprawiedliwiała się. Ledwo było ją stać na opłacenie tego żłobka. - Klientka mnie zatrzymała. - Hmmm... - Pani Plewman z naganą oglądała czerwoną skąpą sukienkę i sandałki na wysokich obcasach, które Carrie wciąż jeszcze miała na sobie. Dobrze, że przez szczelnie zapiętą kurtkę nie było widać ogromnego dekoltu. - Nie prowadzę działalności charytatywnej, panno Thomas. Proszę, żeby to się więcej nie zdarzyło. Tym razem wyjątkowo nie naliczę pani kary za spóźnienie. - Dziękuję bardzo, panno Plewman. Życzę miłego wieczoru. Carrie zarzuciła sobie na ramię torbę z rzeczami Danny'ego, z szafki w przedpokoju wyjęła składany wózek. Bardzo się spieszyła do domu. Nie mogła się doczekać, kiedy znajdzie się pod bezpiecznym dachem swego mieszkania. Nik stał przed budynkiem. Coraz bardziej się niecierpliwił. Po raz pierwszy w życiu miał na własne oczy ujrzeć swego bratanka, tylko dlaczego tak bardzo go to niepokoiło? Próbował wyobrazić sobie to dziecko, ale mu się R S nie udało. Widywał w swoim życiu setki niemowląt, lecz nigdy żadnemu z nich się nie przyglądał. Carrie Thomas nareszcie wyszła na ulicę. Na biodrze trzymała ciemnowłose niemowlę, w drugiej ręce miała złożony dziecięcy wózek. Rozejrzała się na wszystkie strony, ale ulica była pełna przechodniów i nie zauważyła Nikosa. Przyglądał się dziecku dziwnie otępiały. To był syn jego brata, jedyne, co pozostawił po sobie zmarły Leonidas. Carrie jedną ręką otworzyła wózek, nogą nasunęła na miejsce zaczep zabezpieczający go przed złożeniem. Ruszył w ich stronę, ani na chwilę nie spuszczając oczu ż tej pary. - Wsiadamy do wózeczka - zagadywała Carrie do maleństwa, zapinając zabezpieczające dziecko szelki. -I już jedziemy do domu. Autobusem czy metrem? Co wolisz? - Musimy porozmawiać - odezwał się Nikos, zatrzymując się tuż obok niej. Wzdrygnęła się. Z jej postawy i zachowania widać było, że poznała go po głosie. - Prześladujesz mnie! - zawołała przestraszona i oburzona zarazem.