Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/ubranka.waw.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/hydra14/ftp/ubranka.waw.pl/paka.php on line 5
– Tak, doskonale pamiętam tego biednego młodzieńca. Wie pan, że spotkało go

– Tak, doskonale pamiętam tego biednego młodzieńca. Wie pan, że spotkało go

  • Renat

– Tak, doskonale pamiętam tego biednego młodzieńca. Wie pan, że spotkało go

20 January 2021 by Renat

nieszczęście? Rozum mu się pomieszał. Matwiej Bencjonowicz nie odezwał się, ale uniesieniem brwi wyraził zdziwienie, jakby chciał rzec: co pan powie? – Z powodu Czarnego Mnicha – zniżył głos jego rozmówca. – Poszedł nocą do pewnej chatki, gdzie na oknie był wydrapany krzyż, i rozum stracił. Coś tam zobaczył. A potem, w tym samym miejscu, inny człowiek, którego też trochę znałem, zastrzelił się z pistoletu. Oj, ależ się rozgadałem! To przecież tajemnica – przestraszył się Lew Nikołajewicz. – Powiedziano mi to w największym sekrecie, dałem słowo. Niech pan nikomu więcej o tym nie mówi, dobrze? Tak, tak – powiedział do siebie śledczy i mocno potarł nasadę nosa, żeby złagodzić wściekłe pulsowanie krwi. Tak, tak. – Nikomu nie powiem – obiecał, udając, że ziewa ze znudzeniem. – Ale wie pan co, pan mnie też wydaje się bardzo sympatyczny. I do tego okazuje się, że mamy wspólnego znajomego. Czy nie zechciałby pan posiedzieć ze mną przy filiżance herbaty lub kawy? Pogadalibyśmy o tym i owym. Chociażby o Dostojewskim. – Będę uszczęśliwiony! – ucieszył się Lew Nikołajewicz. – Wie pan, tak rzadko udaje się spotkać tutaj oczytanego, prawdziwie kulturalnego człowieka. A poza tym – rozmowa ze mną nie każdego interesuje. Niewiele umiem, jestem niewykształcony, czasem mówię niedorzeczności. No, możemy posiedzieć choćby w „Dobrym Samarytaninie”. Podają tam oryginalną herbatę, przydymioną. Do tego niedrogo. Już był gotów natychmiast iść i porozmawiać z nowym znajomym, ale breguet w kieszeni Berdyczowskiego zabrzęczał cztery razy głośno i jeden raz cicho. Było już piętnaście po czwartej – okazuje się, że aż tak długo się modlił. – Drogi panie, mam teraz bardzo pilną sprawę, to może potrwać dwie albo trzy godziny... Gdybyśmy mogli spotkać się potem... – Podprokurator nie dokończył propozycji, tylko pytająco zawiesił głos, a doczekawszy się kiwnięcia głową, ciągnął dalej: – Nazywam się Matwiej Bencjonowicz, a dokładniej przedstawię się podczas naszego wieczornego spotkania. Gdzie pana znajdę? – Do siódmej na ogół przechadzam się po mieście, przyglądam się ludziom i myślę o tym, co mi przyjdzie do głowy – zaczął wyjaśniać cenny świadek. – O siódmej jem kolację w jadłodajni „Pięć Chlebów”, a potem, jeśli nie ma deszczu ani silnego wiatru – a dziś, jak pan widzi, jest jasno – przesiaduję sobie na ławeczce gdzieś nad jeziorem. Długo. Czasem nawet do dziesiątej... – Doskonale – przerwał Berdyczowski. – Tam właśnie się spotkamy. Proszę podać jakieś określone miejsce. Lew Nikołajewicz zastanawiał się chwilę. – Niech będzie na nabrzeżu, koło Rotundy. Żeby łatwiej było panu trafić. Na pewno pan przyjdzie? – Może pan być zupełnie pewien – uśmiechnął się podprokurator. * * * Matwiej Bencjonowicz otarł wilgotne czoło i chwycił się za serce. Po tysiąckroć rację ma Maszeńka – trzeba robić gimnastykę i jeździć na rowerze, jak wszyscy światli ludzie troszczący się o swe zdrowie cielesne. No, co to ma znaczyć – trzydzieści osiem lat, a już i brzuszek, i zadyszka, i żadnej zręczności. – Aleksy, naprawdę, pobawił się pan i starczy! – zwrócił się podprokurator do tropikalnych krzewów, zza których dopiero co doleciał szelest szybkich bosych nóg. – Przecież to ja, Berdyczowski, pan mnie doskonale zna! Przybywam tu do pana z polecenia władyki Mitrofaniusza! Zabawa ni to w chowanego, ni to w berka – a ściślej mówiąc, w jedno i drugie naraz – dosyć mu się już dłużyła i podprokurator był potwornie zmęczony. Donat Sawwicz Korowin pozostał u wejścia do oranżerii. Pociągając cygarko, przyglądał się z zainteresowaniem manewrom obu stron. Samego Lentoczkina wysłannik władyki jeszcze nie widział, ale chłopczyna z pewnością tu był – raz i drugi zza szerokich, lśniących liści mignęło gołe ramię.

Posted in: Bez kategorii Tagged: anna korcz dzieci, typy owczarków, zrobić lody,

Najczęściej czytane:

- Cicho, cicho, malutki - szepneła, głaszczac jego mała

główke. -Ju¿ dobrze. James był innego zdania. Zrobił sie zupełnie sztywny i milkł tylko dla zaczerpniecia oddechu. ... [Read more...]

ikatnie rozsuwając jej kolana. - Diabelnie ...

piękna. Miała wrażenie, że pożądanie rozpala jej żyły. W powietrzu unosił się zapach seksu. - Kocham cię, Nevada - szepnęła z zapałem. ... [Read more...]

tego przekletego konia. W ten czy inny sposób.

Cissy nie mogła powstrzymac smiechu. - O Bo¿e, mamo. Mam nadzieje, ¿e wezmiesz ze soba kamere. ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 ubranka.waw.pl

WordPress Theme by ThemeTaste