- Ale się nie pomyliłem, bo nie miałem z tym nic wspólnego.
- Na pewno? Mogłeś mieć plik czeków, które nadeszły w tym samym tygodniu, i przelać całą kwotę na raz. - Chciałbym, żeby tak było, Jack - odparł sucho Matthew. - Ale jestem tylko podrzędnym architektem, nie pracuję na własny rachunek i po prostu nikt nie przysyła mi czeków. A ze sprawami nieruchomości wiąże mnie tylko podnajem mieszkania w Nowym Jorku, interes, który z grubsza sam się kręci. Crocker odczekał chwilę, po czym spytał: - Jak do tego doszli? Matthew miał już mętlik w głowie. - Kto? - Urząd skarbowy. Jak ktokolwiek wykrył, że należność z czeku wpłynęła na twoje konto, a nie na rachunek nieruchomości twojej żony? - Nie wiem. - I to mnie dziwi. Facet, który podpisał czek, wiedziałby tylko, że ktoś go zrealizował. - Chyba tak. - Czuł coraz większy niepokój. - Więc co miałbym dla ciebie zrobić? - spytał Crocker. - Sam nie wiem. Może znaleźć odpowiedź na to pytanie. - A prawnik twojej żony nie mógłby się tym zająć? - To nie jest mój prawnik. - W porządku - poddał się Crocker. - Podaj mi parę szczegółów, zrobię co w mojej mocy. Ledwie Matthew dowlókł się do biura następnego dnia, kiedy zadzwonił Crocker, zmuszając go do ponownego wyjścia z komórką na ulicę. - Rozmawiałem z dzierżawcą garażu. - I co? - Podobno jakiś anonimowy kobiecy głos powiedział mu przez telefon, że należność została wpłacona na twój rachunek, a nie na konto posiadłości. Facet próbował potem dowiedzieć się, skąd dzwoniono, ale oczywiście numer był zastrzeżony. Chmara brzydkich myśli zakłębiła się w głowie Matthew. - Widziałeś dowód wpłaty? - spytał prawnik. - Kopię. Podpis wygląda jak mój. - Myślisz, że to kolejne fałszerstwo? 225 - Trudno w to wątpić. - Był już strasznie zmarznięty. Crocker milczał przez chwilę. - Czy kobiecy głos pasuje do twoich podejrzeń w kwestii tamtych prezentów? - Może i tak. - I nadal nie chcesz wystąpić na drogę prawną? - Nie jestem pewien. - Chyba wreszcie powinieneś wziąć to pod uwagę. - Łatwo powiedzieć. Kątem oka zauważył, że do budynku VKF zbliża się Stephen Steerforth. Szybko odwrócił się tyłem i odszedł parę kroków dalej. - Czy ktoś w domu wypełnia za ciebie dokumenty bankowe? Macie gospodynię? Znów Izabela! Ale nie. - Nigdy nie chodziła za mnie do banku. A gdybym ją nawet