nim ruszył z miejsca.
Podniósł prawą dłoń w przepraszającym geście i ruszył także. Czeka go już tylko hańba, wstyd, może nawet więzienie i izolacja. Pozostał mu tylko jeden wybór: rodzaju śmierci. Na szczęście przynajmniej w tym względzie może wybierać. Ale jeśli nie zdecyduje się szybko, to go znajdą, zatrzymają i zrujnują także i tę możliwość. 92 Lizzie wyrwał z głębokiego snu nagły dźwięk. Brzęczenie. Otworzyła oczy i rozejrzała się po pogrążonym w półmroku nieznajomym pokoju. W pierwszej chwili była zdezorientowana, ale zaraz sobie wszystko przypomniała... tak, wszystko. Usiadła na łóżku i zaczęła majstrować przy budziku. Brzęczenie nie ustawało. Dobiegało nie z tego pokoju, z pewnej odległości. - Robin! - zawołała. Odgarnęła kołdrę, zobaczyła karteczkę opartą o budzik i zapaliła lampkę. Musiałem wyjść - niedługo wracam. Częstuj się wszyst-kim, na co masz ochotę - uściski - Robin. Lizzie znalazła buty i poszła szukać źródła dźwięku. Idąc korytarzem, zapalała lampy i oglądała kolejne piękne obrazy. W holu przy windzie zobaczyła wideofon - to on tak brzęczał. Podniosła słuchawkę, spojrzała na ekranik i zobaczyła czarno-biały obraz młodej kobiety o kręconych włosach. Nacisnęła guzik. - Tak? - Czy pani Wade? - spytała tamta głosem o lekkim szkockim akcencie. - To ja - odpowiedziała nieco zaskoczona Lizzie. - Wiem od Robina, że pani tu jest. Czyżbym panią obudziła? - Owszem. Proszę wejść. - Nie mam czasu. Musi pani pójść ze mną. - Nie rozumiem. - Był wypadek. Robin jest ranny. - O mój Boże! Jakiego rodzaju wypadek? - Lizzie zawahała się lekko. - Przepraszam, ale nie wiem, kim pani jest. Nie mogę tak po prostu... - Nazywam się Clare Novak. Jestem przyjaciółką Robina i naprawdę bardzo proszę, niech pani zaraz zejdzie^ on wciąż o panią pyta. Niepokój Lizzie wzrastał - próbowała odzyskać zdrów rozsądek. - Gdzie on jest? W szpitalu? - To niedaleko. Proszę zejść, dojdziemy tam pieszo. - Ale... - Proszę! Robin pani potrzebuje! Lizzie pomyślała o