nim zająć. Czy jednak nie zmieni pani zdania, gdy już je pani urodzi?
Gdy będzie pani mogła je wziąć w ramiona? Czy jest pani tego pewna? Wytarła nos i policzki. – Tak, jestem pewna – odparła. – Nie chcę tego dziecka i nie zmienię zdania. – Czy w takim razie nie chciałaby pani oddać go do adopcji? – Do adopcji? – powtórzyła, czując, że zachowuje się jak idiotka. – Nie, nie myślałam o tym. Bo myślała tylko o Johnie i o tym, jak przetrwać. Lekarz pokiwał głową. – W tym kraju jest wiele par, które nie mogą mieć dzieci. Tysiące miłych, bogatych ludzi, czekających na możliwość zaadoptowania niemowlęcia, któremu pragną zapewnić prawdziwy dom i miłość. – Z poważną miną pochylił się ku niej. – Jest pani w trzecim trymestrze, Julianno, i to wszystko skończy się już niedługo. Nie chce pani dziecka, lecz aborcja jest już wykluczona. Pozostaje więc oddanie dziecka do adopcji. Przez chwilę zastanawiała się nad jego słowami. – Ale jak mam znaleźć tych ludzi? – W Nowym Orleanie jest kilka organizacji, które się tym zajmują, jak również specjalizujący się w takich sprawach prawnicy. Osobiście współpracuję z Citywide Charities, bo tę organizację uważam za najlepszą. Przez moment wahała się, a potem niepewnie potrząsnęła głową. – Sama nie wiem... – To najlepsze rozwiązanie, Julianno. Zapewni pani swemu dziecku dostatnie i szczęśliwe życie. – Uśmiechnął się. – Wiem o tym najlepiej, bo sam musiałem adoptować dzieci. – Wziął stojące na biurku zdjęcie. – Całą trójkę – dodał. – Dziewczynkę i bliźniaków. Właśnie przez Citywide. Julianna spojrzała na dzieci i nagle zrobiło jej się gorąco z emocji. Maluchy wyglądały na zdrowe i radosne. – Nadały sens naszemu życiu. Jej oczy znowu napełniły się łzami. – Sama nie wiem, co robić. Myślałam, że teraz... Że po dzisiejszym... – Proszę to dobrze przemyśleć. Nie spieszyć się z decyzją. – Wyjął wizytówkę z szuflady biurka i wstał. – Tutaj ma pani adres i telefon do Citywide. Proszę rozmawiać z Ellen. Odpowie na wszystkie pani pytania. Julianna wzięła wizytówkę, a następnie podeszła do drzwi. – Dziękuję panu, doktorze. – Chciałbym panią zbadać za trzy tygodnie. – Musiał zorientować się po jej minie, że nie ma zamiaru tu wracać, i tylko potrząsnął głową. – Potrzebuje pani systematycznej opieki medycznej. Nie wolno narażać zdrowia swojego i dziecka. Przygryzła lekko dolną wargę. – Wiem, ale... nie mam pieniędzy. – Jeśli zdecyduje się pani na adopcję, Citywide pokryje koszty związane z opieką medyczną i utrzymaniem. – To znaczy, że zapłacą za wizyty u lekarza i... i za wszystko? Uśmiechnął się do niej. – Za wszystko – potwierdził. – To zależy od indywidualnych potrzeb, więc nie wiem, ile to wyniesie, jednak zapewniam, że nie będzie pani musiała się przejmować wizytami u położnika i lekarstwami. Sama też będzie mogła pani wybrać lekarza. Choćby mnie. – Podał jej dłoń na pożegnanie. – Proszę obiecać, że przynajmniej się pani nad tym zastanowi.