Myślał, że nawiązała się między nimi jakaś piękna, choć wątła nić porozumienia.
Czyżby była tylko wytworem jego wyobraźni? Ucieczka nie ujdzie Becky na sucho! Zacisnął usta z determinacją. Nie mógł jednak wybiec z Althorpe House w samym prześcieradle. Nagle błysnęła mu niepokojąca myśl. Czyżby go okradła? Służebnice Wenus często bywały złodziejkami, a on jej nie zapłacił. Zajrzał do szuflady w konsolce, gdzie trzymał drobne sumy na podobną okoliczność. Pieniądze leżały na miejscu, co ostatecznie zbiło go z tropu. Jaka ladacznica ucieka bez zapłaty? Było w tym coś dziwnego. Czy odeszła z powodu dumy? Czy może uznała ostatnią noc za coś lepszego niż sprzedajną miłość? W takim razie, dlaczego z nim nie została? I dokąd poszła? Znów poczuł przypływ opiekuńczości, jak wtedy, kiedy wyobrażał sobie, jak żałośnie doprasza się o pracę w którymś z licznych londyńskich burdeli. Nie mógł znieść tej myśli. W niektórych zamtuzach traktowano dziewczęta dobrze, ale trafiały się też straszliwe miejsca, gdzie je bito i nędznie żywiono. Becky za krótko była w Londynie, żeby o tym wiedzieć. Skoro nie chce jego opieki, to trudno. Wolał się jednak upewnić, czy nic jej nie grozi. Do licha, zatroszczy się o nią, czy będzie tego chciała, czy nie! Zatrzasnął drzwi i ubrał się pospiesznie. A niech to licho, co za zuchwała smarkula! Może myśli, że uroczym uśmiechem i pięknymi oczami usidli kogoś bogatego jak jego bracia? Właściwie dlaczego dziewczyna jej pokroju miałaby się zadawać z młodszym synem? Wiedząc, ilu rzezimieszków kręci się koło nędznych burdeli, sięgnął po szpadę i pistolety, a potem spojrzał raz jeszcze na posłanie. Już sama myśl o niej sprawiła mu ból i poczuł niepojętą tęsknotę. Niebieski szlafrok wciąż spoczywał rozpostarty na łóżku. Uwaga Aleca zwróciła ciemna plama pośrodku. Co to u diabła mogło być? Podszedł bliżej, nachylił się i oniemiał. Błękitny jedwab niewątpliwie splamiła krew. Zaparło mu dech. Niemożliwe! Najpierw pomyślał, że zranił ją gdzieś niechcący, a prosiła przecież, żeby był delikatny. A tak się starał, żeby... Nie. Tylko nie to! Ten jej ufny wzrok. Niewinny uśmiech. Nieśmiałe pocałunki. Prośba, żeby potraktował ją ostrożnie. I własna, instynktowna czułość, jakby jego ciało znało prawdę, niedostępną zblazowanemu umysłowi. Dziewica! O Chryste! . Upuścił szlafrok, jakby go parzył. Wszystko przez ten przeklęty kondom! Niczego nie wyczuł! Co za głupiec z niego. Najlepszy kochanek w całej Anglii nie wiedział, że pozbawia czci dziewicę. No tak, ale przecież nigdy przedtem nie miał z nimi do czynienia... Kimże, do diabła, naprawdę była i gdzie się podziała? Zwątpił nawet, czy naprawdę nazywa się Becky Ward. Wiedział jedynie, że zawinił i że za wszelką cenę musi ten błąd odkupić. Może będzie musiał się z nią ożenić? Lepiej o tym nie myśleć, bo gotowa go trafić apopleksja. Najpierw należy ją odnaleźć! Pozostawił splamiony szlafrok na łóżku i wypadł za drzwi. Jakiś tajemniczy impuls kazał mu gonić za nią. Ile z tego, co mu powiedziała, jest kłamstwem? Już on ją złapie za kark! Przeskakując po kilka stopni jednocześnie, wybiegł na dziedziniec i się rozejrzał, ale nigdzie nie dostrzegł uciekinierki. - Becky! - Ach, więc to była pańska zdobycz? Tak też sobie myślałem! Alec obejrzał się gwałtownie. Sąsiad, pianista, szedł przez dziedziniec, kiwając niespiesznie laseczką i paląc cygaro. - Nie widział pan, w którą stronę poszła? - A jakże, pytała mnie, jak trafić na St. James Square. - Roger Manners wskazał laseczką ku Piccadilly. Alec podziękował mu i pobiegł w tamtym kierunku, jeszcze bardziej zaintrygowany niż przedtem. St. James Square? Czegóż ona tam szuka? W tejże chwili spostrzegł ją daleko przed sobą i przyspieszył kroku. Naraz jednak postanowił, że podąży za nią i zobaczy, co zamierza ta smarkula. Tak czy inaczej, rozwikła zagadkę. Jeśli wolała kręcić się w pobliżu, zamyślając o małżeństwie, mógłby ją zrozumieć. Mimo reputacji rozpustnika był przecież krewnym potężnego księcia Hawkscliffe'a i wiedział,