- Wypowiedź na temat dzieła literackiego zwykle powinna zawierać własną opinię.
- Przecież ją wyraziłam, panno Gallant - zaprotestowała młoda dama o różanych policzkach. - Moim zdaniem Julia powinna słuchać rodziców. - Pannie Gallant chodzi o to, że mówisz rozwlekle, Alison - wyrwała się jedna z koleżanek. - Bądź cicho, Penelope Walters - odparowała dziewczyna. Alexandra stłumiła westchnienie i wstała z biurka, żeby zaprowadzić porządek. Była wdzięczna Emmie, że na początek przydzieliła jej tylko dwanaście pannic. - No, no, spokojnie. Dyskusja nie musi prowadzić do rozlewu krwi. W tym momencie drzwi otworzyły się gwałtownie, do klasy wpadła Jane Hantfeld, jedna ze starszych uczennic, i podbiegła do okna w końcu sali. Twarz płonęła jej z podniecenia. - O, rany, spójrzcie! Musicie go zobaczyć! - Panno Hantfeld, właśnie odbywa się lekcja - skarciła ją nauczycielka; było już jednak za późno, żeby zapobiec zbiegowisku. - Kto to jest? - zapytała Alison, chichocząc. - Jaki przystojny. - Koń też piękny - zauważyła jedna z młodszych dziewcząt. - A kogo obchodzi koń? Alexandra powoli zbliżyła się do okna i... zaparło jej dech w piersiach. Pod bramą szkoły stał Lucien Balfour w ciemnoszarym stroju podróżnym. Akurat nadeszła dyrektorka i rozgoniła gapiące się na niego uczennice z innych klas. Hrabia uchylił kapelusza i przedstawił się, a Emma coś mu odpowiedziała. Lucien uścisnął jej dłoń. W liście wspominał, że pragnie osobiście poznać pannę Grenville. Widać nie była to tylko grzecznościowa formułka. Z tej odległości Alexandra nie słyszała, o czym rozmawiają, ale dziewczęta zapewniały jej własny, żywy komentarz. Zgodnie uznały, że to bogaty arystokrata, który przyjechał do Akademii Panny Grenville, żeby poszukać sobie żony. Alexandrze tak drżały ręce, że musiała chwycić się framugi. - Zna go pani, panno Gallant? - spytała któraś z uczennic. - Alison twierdzi, że to diuk. - Hrabia - sprostowała i odchrząknęła nerwowo, kiedy wszystkie na nią spojrzały. - Musimy dokończyć lekcję, panienki. - Kto to jest? Proszę nam powiedzieć, panno Gallant. Skrzywiła się, zasypywana pytaniami ze wszystkich stron. - To earl Kilcairn Abbey. Pewnie zabłądził. Czy możemy wrócić do nauki? - Och, właśnie odjeżdża - jęknęła Jane. - Szkoda; chciałam, żeby złożył nam wizytę. - Żebyś mogła zemdleć i paść mu w ramiona? Alexandra czuła, że sama jest bliska omdlenia. Stojąc bez ruchu, patrzyła, jak Lucien wsiada na konia, uchyla kapelusza i oddala się truchtem. Przebył daleką drogę z Londynu, żeby się z nią zobaczyć, i dotarłszy do celu, zrezygnował ze spotkania? Nie mogła w to uwierzyć. Lucien Balfour nie zadawałby sobie na próżno tyle trudu. - Panno Gallant, zna go pani z Londynu? Otrząsnęła się z zamyślenia. - Tak. A teraz wracajmy do nieobraźliwych sposobów wyrażania swoich opinii. Lekcja potoczyła się dalej, ale nauczycielka błądziła myślami gdzie indziej. Zastanawiała się usilnie, co Lucien Balfour robi w Hampshire, a tym bardziej w Akademii Panny Grenville? Kilka minut później drzwi klasy znowu się otworzyły. W progu stanęła dyrektorka. - Mogę panią prosić na chwilę, panno Gallant? Wstała zbyt szybko. Słysząc szepty uczennic, zbeształa się w duchu. - Oczywiście. Jane, przeczytaj następny sonet. Zaraz wracam. Idąc korytarzem, próbowała coś wyczytać z oblicza przyjaciółki, lecz wyraz jej twarzy jak zwykle był nieodgadniony. - Zapewne widziałaś swojego gościa? - powiedziała Emma. Alexandra skinęła głową. - Nie mam pojęcia, po co przyjechał. Chyba jasno wyraziłam swoje uczucia...