narzuci sobie pewien dystans wobec Alli tym lepiej będzie dla nich obojga.
Spojrzenia ich się spotkały. - Usiłuję stworzyć między nami coś w rodzaju dystansu. Ale nie jest to łatwe. Musisz mi w tym pomóc. Oboje zdajemy sobie sprawę, Ŝe coś nas do siebie ciągnie. Ale to „coś" prowadzi donikąd, bo ja juŜ nigdy nie zwiąŜę się z Ŝadną kobietą. - Wytrzymał jej spojrzenie. - Rozumiesz, co do ciebie mówię, Alli. Skinęła głową, czując ucisk w gardle. Powiedział jej w uprzejmej formie, Ŝe jej nie chce. - Podajesz mi do wiadomości, Ŝe stosunki między nami muszą być jak dotąd, ściśle formalne. Dobrze cię zrozumiałam? Mark skinął głową. - Tak, o to mi właśnie chodzi. - Jesteśmy na miejscu - powiedział Mark, spoglądając na Alli. Ona od czasu ich rozmowy wyrzekła raptem dwa słowa. Parokrotnie juŜ starał się nawiązać z nią uprzejmą konwersację, ale nic z tego nie wychodziło. Nie za bardzo mu się podobała ta konwencja. Spojrzał przez okno wozu na główny budynek końskiej farmy Windcroftów. Nowoczesna budowla, duŜo okien, kamienna fasada. Główny budynek mieścił się blisko domu, stara zaś farma znajdowała się dalej, na jej tyłach. Były równieŜ cztery zagrody i teren ćwiczebny. Mark przypominał sobie z dawnych lat, Ŝe Ŝona Willa Windcrofta zmarła, gdy Nita i Rosę były jeszcze małymi dziewczynkami. RóŜniły się od siebie jak noc od dnia. Rosę marzyła zawsze, Ŝe wyjedzie z Royal i zrobi karierę w wielkim mieście. Nita nigdzie nie chciała wyjeŜdŜać i zamierzała, tak jak ojciec, prowadzić hodowlę koni rasowych. Ostatnimi laty, w miarę rozwoju przedsiębiorstwa, ojciec odgrywał coraz bardziej znaczącą rolę w gonitwach. - Zawsze lubiłam to miejsce. Mark uniósł nagle głowę. Alli sama się odezwała, nie zachęcana przez nikogo. I równie nagle uświadomił sobie, jak bardzo lubi jej głos. Nawet w studiu, gdy zdawała raporty, bardziej słuchał jej głosu, niŜ rozumiał treść. - Tato zawsze kupował konie od Windcrofta - powiedział. -I mnie teŜ podobały się najbardziej konie od niego. Często tu przychodzisz? - zapytał, chcąc wyraźnie podtrzymać rozmowę. Łączą ich wprawdzie tylko interesy, ale nie muszą się przecieŜ zachowywać jak obcy sobie ludzie. - Wolałabym częściej. Jak byłam małą dziewczynką, pan Windcroft uczył mnie jazdy konnej, potem Nita przejęła dowodzenie i uczyła Karę. Nawet teraz zdarza się, Ŝe w czasie weekendu przyjeŜdŜam tutaj, biorę konia i jeŜdŜę całymi godzinami. Ale dla mnie to wszystko za mało. Mark spojrzał na nią z niedowierzaniem. Wiedział wprawdzie, Ŝe w Royal prawie wszyscy jeŜdŜą wierzchem, lecz nie sądził, Ŝe ona teŜ. Z jakichś powodów nie wyobraŜał sobie jej dosiadającej konia. Była, tak sądził, za bardzo zasadnicza. - Mam konie na moim ranczu. MoŜesz jeździć, ile ze chcesz. John Collier zajmuje się nimi. Na pewno dobierze ci właściwego rumaka. Odgarnęła opadające jej na twarz włosy i rzekła: - Dziękuję. Zanim zdołał coś powiedzieć, otworzyła drzwi wozu i wyskoczyła. Znowu podkreśla dzielący nas dystans, pomyślał. Odetchnął głęboko i otworzył drzwi od swojej strony. Po raz drugi uświadomił sobie, Ŝe dostał juŜ to, o co prosił. Nie stwarzam problemów, przekonywała Alli samą siebie. Starała się tylko wybrnąć jakoś z trudnej sytuacji. Mark postawił sprawę jasno. Jeśli ona, Alli, chce pracować, musi zachować dystans wobec niego, podobnie jak on wobec niej. To trudne zadanie, gdy się mieszka pod jednym dachem, ale nie ma innego wyjścia. Na widok zbliŜającego się Jimmyego, pracownika Windcroftów, uśmiechnęła się. Bo jedynie obecność Marka wprawiała ją w niepokój. Nie ociągając się więc wysiadła z wozu, by zaczerpnąć świeŜego powietrza. Była pewna, Ŝe Mark o tym nie wie, ale fakt