– Nie wiem. Jestem alkoholiczką, Quincy. Matka była alkoholiczką. Ojciec pewnie też.
Chociaż miałabym większą pewność, gdyby matka choć raz otrzeźwiała na tyle, żeby sobie przypomnieć, kto to taki. Quincy rzucił jej zaciekawione spojrzenie. – Nie musieliśmy przychodzić do baru. – Nie ma problemu. Nie piję od dziesięciu lat. Wiem, co robię. – A mimo to zamawiasz piwo? – Tak. Lubię trzymać w ręku butelkę i wiedzieć, że w każdej chwili mogę ją odstawić. To chyba kwestia poczucia własnej siły. A poza tym – mrugnęła do niego – butelka piwa ma cholernie przyjemny falliczny kształt. Śmiech Quincy’ego sprawił Rainie dziwną satysfakcję. Mogła się założyć, że agent specjalny nie śmiał się często. A szkoda, bo było mu z tym do twarzy. Odstawiła butelkę. – Powiedz mi prawdę, agespie, co sprowadza cię do Bakersville? – Praca, oczywiście. Jak zwykle. – Dużo podróżujesz? – Do trzech, czterech miast tygodniowo. Czasem już nie wiem, czy jestem agentem federalnym, czy gwiazdą rocka. – I jak tu się z kimś związać na dłużej? – rzuciła niby od niechcenia. Quincy uniósł kącik ust. Przejrzał ją. – Byłem żonaty – powiedział. – Trwało to piętnaście lat. Pewnie o siedem dłużej, niż na to zasługiwałem. Nosiłem w torbie jej zdjęcie w srebrnej ramce. W każdym pokoju hotelowym, w którym się zatrzymywałem, zaczynałem od ustawienia go przy łóżku. Niestety, żona inaczej wyobrażała sobie szczęście małżeńskie. Rozwiedliśmy się. Nauczyłem się pracować bez jej zdjęcia na biurku. A ty? – Ja się nie bawię w związki. Mam na ich temat określoną opinię. Wystarczy, że połowa Amerykanów się rozwodzi. Quincy rzucił swojej towarzyszce sceptyczne spojrzenie. Wiedziała, że próbuje ocenić, czy można jej słowa potraktować poważnie. – Jesteś młoda, inteligentna i ładna. Czemu nie założysz rodziny? – O nie, tylko nie dzieci. Są kłopotliwe, egoistyczne i łatwo je uszkodzić. Powiem szczerze. Dużo przeszłam, żeby odciąć się od swoich korzeni, ale nadal jestem córką agresywnej alkoholiczki. Co by ze mnie była za matka. Niestety więc ród Connerów nie ma szans na przetrwanie. – Nie powinnaś tak nisko się oceniać, Rainie. – Jestem tylko szczera. Patrzyła, jak pociąga kolejny łyk piwa. Był nią zdecydowanie zainteresowany. Widziała to w jego oczach. Oporny, lekko oszołomiony, ale zainteresowany. Niech ją nazwą głupią, a jednak cieszyła się z tego. Pochyliła się do przodu i przygotowując się do poważnej rozmowy, przerzuciła długie, rozpuszczone włosy na jedno ramię. – Opowiedz mi coś więcej o sobie, Quincy, Jesteśmy w barze, daleko od miejsc zbrodni, a ty już prawie kończysz pierwsze piwo. Kawa na ławę. Lubię zaczynać od wyrzucenia wszystkich śmieci. To pozwala zaoszczędzić dużo czasu. – Nie mam ciekawych śmieci. – Wszyscy mają. – Normalna historia agenta FBI. Była żona. Dwoje dorosłych dzieci, które ledwie pamiętają o moim istnieniu. Za bardzo oddany pracy, za mało zainteresowany domem. Typowe błędy. – Tak? Więc dlaczego unikasz telefonów? Drgnął, zbity z tropu. Po chwili rzucił jej pełne uznania spojrzenie. Rainie ucieszyło, że zdołała go zaskoczyć. – Nie zdawałem sobie sprawy, że to takie widoczne. – Pierce? – Nie nazywaj mnie tak. Tylko moja była żona zwraca się do mnie po imieniu. Wszyscy