- Myśl o mnie jako o niani. To powinno ci pomóc - poradziła.
- Dobrze. Będę zachowywał się jak szef. - Nie o to mi chodziło. Położył ręce na ramionach Klary, co przyprawiło ją o gwałtowne bicie serca. - Obiecałeś mnie nie dotykać. - Ostatni raz - szepnął. - Nie - powiedziała błagalnym tonem. - Tak - rzekł, pochylając się nad nią. Klara już wiedziała, że jest stracona. Wystarczyło, że spojrzała mu w oczy i od razu słabła. Bryce musnął ją wargami i wziął w ramiona. Nie spieszył się, całował delikatnie. Cierpliwie czekał, aż Klara rozchyli usta, by wsunąć w nie język i przytulić ją mocniej. Zdawała sobie sprawę, iż tym razem jest inaczej. Bryce wyraźnie panował nad sytuacją. Jednak z każdą chwilą oboje oddychali coraz szybciej i ogarniała ich coraz większa namiętność. Objęła go, spragniona jeszcze większej bliskości. Bryce pieścił wargi pocałunkami, budząc w niej gorące pragnienia. Pozwoliła na to, powtarzając w duchu, że jeszcze tylko chwila i zaraz mu się oprze. A jednak się nie udało. Podświadomie szukała w tej bliskości wszystkiego, czego dotąd nie miała. Prawdziwego życia, rodzinnej normalności bycia z tym człowiekiem i jego dzieckiem. Czuła, że uginają się pod nią nogi. Oderwała wargi od ust Bryce'a i odsunęła się. Wtedy spostrzegł łzy w jej ciemnych oczach. - Nigdy więcej tego nie rób - szepnęła, a potem wyszła z pokoju. Wiedział, co miała na myśli. Chodziło o pocałunki. Trwały chwilę, a bardzo skomplikowały sytuację. Ani pięć lat temu, ani teraz nie potrafił przestać o niej myśleć. Nie wyobrażał sobie, jak będą dalej żyli obok siebie. Dostał to, na co zasłużył. Następnego ranka Klara zachowywała się z rezerwą. Zajmowała się tylko jego córeczką, nie obdarzając go nawet jednym spojrzeniem. Wyglądało to tak, jakby ktoś przeciągnął między nimi niewidzialną linę. Całkiem się od niego odseparowała. Oboje mieli podkrążone oczy. Najwyraźniej źle spali tej nocy, rozmyślając o tym, co zaszło. - Chodź, kochanie, pójdziemy na spacer - powiedziała Klara, biorąc dziecko na ręce. - Dokąd? - spytał Bryce, wypijając ostatni łyk kawy przed wyjściem. - Do parku. - Nie zapomnij chronić małej przed słońcem. Robi się... - Zawsze o tym pamiętam - rzuciła obojętnie. - To dobrze. Jeśli chodzi o ostatnią noc... - zaczął. - Nie będzie więcej ani takich nocy, ani rozmów na ten temat. Liczy się tylko Karolina. Ile razy mam to powtarzać? Nie spodziewała się odpowiedzi, lecz nie potrafiła zapanować nad emocjami. Wczorajszy pocałunek był inny niż poprzednie i bardziej ją przeraził, czuła bowiem, że czyni ją wyjątkowo słabą i bezbronną. Zdawała sobie sprawę, iż ostatniej nocy pragnęła jeszcze więcej. Zamarzyła się jej inna rola niż tylko bycie kochanką na parę godzin. A przecież pracowała jako agentka CIA i świetnie sobie radziła. Miała własny pseudonim, kod rozpoznawczy, Stuart nie było nawet jej prawdziwym nazwiskiem. Gdyby Bryce dowiedział się o tym, natychmiast by się jej pozbył. Nie umiała oprzeć się jego czarowi, gdy całował tak... jakby ją wielbił. Jakby pragnął, żeby stała się dlań kimś więcej niż kobietą na jedną noc. Nie wiedziała, czego właściwie bardziej się obawia - jego niechęci po ujawnieniu, kim jest naprawdę, czy zaznania kilku dni normalnego życia jak w rodzinie. Oboje mieli teraz gorycz we wzroku. Bryce zastanawiał się, o czym myślała. Wiedział, że wczorajszy pocałunek coś między nimi zmienił, wywołał głębsze uczucia. Jednak zaraz uprzytomnił sobie, jaką krzywdę wyrządził własnej żonie. Obawiał się, że sytuacja mogłaby się powtórzyć, gdyby związał się z kimś ponownie. - Wrócę późno - rzucił, sięgając po marynarkę. Klara skinęła głową i oboje opuścili kuchnię. W holu Bryce zatrzymał się i pogłaskał córeczkę po głowie. - Do widzenia, księżniczko - szepnął i spojrzał na Klarę, a ona odpowiedziała lodowatym wzrokiem. - Do zobaczenia - powiedziała, a potem z dzieckiem na ręku ruszyła ku schodom, ciągle oddychając zapachem jego wody kolońskiej i czując ciepło jego ciała. Bryce był już w połowie drogi do drzwi, kiedy się zatrzymał i jeszcze raz się obejrzał. Tylko Karolina wciąż na niego patrzyła. Klara nawet się nie odwróciła. Zaczął po raz setny zastanawiać się, po co to robi, a jednak myśl o dziwnej słabości tej dziewczyny podczas wczorajszego pocałunku, nie dawała mu spokoju. Postanowił, że będzie walczył ze swoją namiętnością, by jej nie skrzywdzić. - Popatrz, kto do nas idzie - powiedziała Hope, siostra Bryce'a, zwracając się do Klary, podczas gdy obie uczyły pływać w basenie trójkę dzieci. Wskazała przy tym na Karolinę, która próbowała wygramolić się ze swojego kojca. - Jeszcze nie umie chodzić, a już chciałaby biegać - roześmiała się Klara, usadowiła dzieci na krawędzi basenu i podeszła do małej, by udaremnić jej ucieczkę z kojca. Karolina skrzywiła się. - Nie próbuj ze mną swoich sztuczek, panienko. To dla twojego dobra. Dziewczynka zaczęła płakać, więc Klara ulitowała się nad nią i wzięła ją na ręce. - Mięczak z ciebie - zażartowała Hope. Klara miała poczucie winy, lecz nie chciała postępować z dzieckiem jak ostatnia niania, która pozwalała małej płakać. Po chwili pomyślała jednak, że Karolina zapewne widzi w niej tylko osobę, która ją karmi i przewija. Usiadła w ogrodowym fotelu i popatrzyła na trzy matki, które bawiły się z dziećmi w basenie. Spotkała Hope w parku, gdzie ta rozpoznała Karolinę. Szybko zawarły przyjaźń. Zdumiała się, że znajduje z siostrą Bryce'a tyle wspólnych tematów, bowiem dotąd stykała się tylko z agentkami CIA. Wydawało się, że niewiele może ją łączyć z takimi kobietami jak Hope i jej dwie przyjaciółki, Portia i Katey. W parku z przyzwyczajenia najpierw rozglądała się za ukrytymi snajperami i starała się nie rzucać w oczy. Dopiero po kilku minutach uświadomiła sobie, gdzie jest. Przecież nie groziło tu żadne niebezpieczeństwo. Jej jedynym zadaniem była teraz opieka nad dzieckiem. Zaczęła się zastanawiać, czy kiedykolwiek będzie w stanie zapomnieć o przeszłości i żyć normalnie. Kiedy około południa zrobiło się gorąco, zaproponowała Hope i jej przyjaciółkom, by skorzystały z basenu, a one chętnie przyjęły zaproszenie. Klarę nieco zastanawiało, że Bryce nie odwiedzał siostry pogrążony w żałobie po stracie żony, lecz postanowiła go nie krytykować, skoro sama nie utrzymywała kontaktów z rodziną. - Jak ci się mieszka z moim starszym bratem? - spytała Hope, przysiadając się do Klary w ogrodowej altanie. - Interesująco - odparła Klara, rozważając, czy w ogóle powinna podejmować w rozmowie jakieś osobiste tematy. - Zauważyłam, że ostatnio dużo pracuje. - Hope uśmiechnęła się domyślnie. - Pewnie nadrabia zaległości - odrzekła Klara. I unika mnie, dodała w duchu. - Akurat - zawołała Portia z basenu. - Ukrywa się przed życiem. Mógłby się tak nie przepracowywać. - To prawda. Nawet z rodziną rzadko się widuje, choć go zapraszam. Rodzice pewnie dlatego przenieśli się na Florydę, że mieli dość jego zachowania - przyznała Hope. - Stracił żonę - zauważyła Klara, zastanawiając się, czemu go broni. - Wiem, ale i za jej życia nie był inny. Zbyt serio traktował swoją pracę w tajnych służbach. - Ponieważ to poważne zajęcie - rzekła Klara, zastanawiając się, co pozostałe kobiety o niej pomyślą. - Ciągle uważam, iż żałuje, że porzucił tę pracę - stwierdziła Hope. - A musiał?