- Zatrudnił mnie pan ze względu na maniery.
- Zatrudniłem, bo chciałem zedrzeć z pani ubranie i kochać się do utraty tchu. Wytrzeszczyła oczy i poczerwieniała jeszcze mocniej. - To jest... pan... posuwa się za daleko! Odchodzę. Lucien dogonił ją w dwóch krokach. - Będzie pani towarzyszyć Rose na wszystkich przyjęciach, w których powinna wziąć udział - powiedział, zastanawiając się, czy rzeczywiście nie przesadził. A może panna Gallant po prostu zareagowała zgodnie z wymaganiami etykiety. Zdecydowanie nie był przyzwyczajony do dbania o pozory. - Na niektóre ciotka Fiona też będzie musiała pójść, ale postaram się, żeby nie narobiła zbytnich szkód. Co pani na to? - Pańskie zachowanie jest nie do przyjęcia, milordzie! Starałam się przymknąć oczy na pańską reputację, bo mogła być wytworem plotek, ale udowodnił pan, że jest w pełni zasłużona. Muszę... - Sądzi pani, że znalazłbym odpowiednią żonę. - Co to znaczy „odpowiednią”? - Ze znamienitej rodziny, dobrze wychowaną dziewicę, najlepiej atrakcyjną. Guwernantka spojrzała na niego z ukosa. - Szuka pan żony czy klaczy zarodowej? - Czy to jakaś różnica? - A miłość? Podniósł z ziemi patyk i cisnął go w krzaki. - Miłość to słowo, które zastępuje „żądzę”, żebyśmy wydawali się lepsi od zwierząt. Alexandra milczała przez długą chwilę. - Skoro nie zamierza pan ofiarować kobiecie miłości, musi pan przynajmniej wykazać się dobrymi manierami. Damy zwykle tego oczekują. - Wróćmy do mojego pytania... - Nie, milordzie. - Zapłoniła się. - Nie wierzę, żeby pan znalazł kobietę, jakiej pan szuka. Spodziewał się takiej odpowiedzi, ale mimo wszystko poczuł się lekko urażony i poirytowany. - W takim razie ja też muszę skorzystać z pani nauk. - Przepraszam... - Lord Kilcairn? Cóż za miłe spotkanie! Piękny dzień, prawda? - Dzień dobry - powiedział Lucien, kiedy powóz zrównał się z nimi. - Znacie już, panie, guwernantkę mojej kuzynki, pannę Gallant? Panno Gallant, to lady Howard i lady Alice Howard. Alexandra dygnęła z wdziękiem. - Miło mi panie poznać, lady Howard, lady Alice. - Panno Gallant. - Kobieta zmierzyła ją wzrokiem od stóp do głów, po czym spojrzała na hrabiego. - Lord Howard i ja wydajemy w czwartek małe przyjęcie. Będę zachwycona, jeśli pan, pana ciotka, kuzynka... i oczywiście jej dama do towarzystwa, zaszczycicie nas swoją obecnością. Było za wcześnie na wprowadzenie Rose do towarzystwa, ale z drugiej strony Howardowie zajmowali dość niską pozycję w arystokratycznych kręgach, więc dziewczynie raczej nie groziło zblamowanie się wobec najlepszych kawalerów do wzięcia. - Chętnie przyjdziemy. Dziękuję za zaproszenie, milady. Kiedy powóz ruszył z turkotem, Lucien przyspieszył kroku. - Lepiej uciekajmy, zanim dostaniemy kolejne zaproszenie. - Panna Delacroix jeszcze nie jest gotowa do debiutu - stwierdziła Alexandra gniewnym tonem. - Wiem, ale Howardowie i ich znajomi są dość wyrozumiali. Proszę ją nauczyć podstawowych zasad obowiązujących na wieczornych przyjęciach. - Nie będę pracować w takich warunkach. Zwolnił. - W jakich?