wysoko na wzgórzu, na stromy dach. oswietlone okna w
wykuszach i dumnie wznoszace sie kominy Dom, pomyslała, ale w głebi serca nie mogła w to uwierzyc. Ciagle jeszcze czuła sie tu obco. Nick bebnił palcami po kierownicy swojej furgonetki. Myslami przenosił sie z jednej strony zatoki na druga. Patrzył przez przednia szybe w ponura, ciemna noc i nie mógł pozbyc sie wra¿enia, ¿e ktos nim manipuluje. Ale kto? Marla? Przypomniał sobie, jak le¿ała wstrzasana konwulsjami na podłodze, bliska uduszenia, i zacisnał zeby. Wydawała sie taka drobna i słaba. Cały czas zastanawiał sie, co spowodowało wymioty. Jakis wirus? Cie¿ko strawna zupa? A mo¿e ktos dosypał jej do wody jakis srodek wywołujacy wymioty? Niemo¿liwe. Ale przecie¿ Marli wydawało sie, ¿e w jej pokoju ktos był. Dlaczego jednak ktos miałby chciec jej smierci? I w jaki sposób dostał sie do domu? A potem jak z niego wyszedł? Ten dom jest jak forteca. Wiec mo¿e ten ktos jeszcze go nie opuscił. - Sukinsyn - warknał pod nosem. Wysiadł z samochodu i wrzucił kluczyki do kieszeni. Zaparkował kilka ulic od hotelu w nadziei, ¿e spacer w rzeskim, wilgotnym powietrzu rozjasni mu w głowie. 252 Pierwszy raz od wielu lat znowu chciał chronic Marle, otoczyc ja opieka, skryc w swoich ramionach. Jakby był jakims cholernym sredniowiecznym rycerzem w... có¿, lekko ju¿ rdzewiejacej zbroi. Wsadził rece głeboko do kieszeni kurtki, przeszedł przez ulice i wszedł do hotelu. Po kilku minutach był ju¿ na drugim pietrze. W chwili, kiedy otworzył drzwi do swojego pokoju, rozdzwonił sie telefon. Podniósł słuchawke, a dopiero potem zamknał za soba drzwi. - Nick Cahill. - Dobrze, ¿e cie złapałem. Ju¿ myslałem, ¿e bede ci musiał zostawic kolejna wiadomosc. - Głos Walta Haagi brzmiał ostro i chrapliwie jak zwykle. - Co nowego? - Nick usiadł na łó¿ku i zrzucił buty. - A jak sadzisz? - spytał Walt, kaszlac. - Mam wiecej informacji. Mo¿e zaczne od Pam Delacroix? - Zacznij, od czego chcesz. - Pamela, tak, interesujaca z niej była kobieta. ¯yła ze swojego byłego, ale robiła te¿ troche w nieruchomosciach, pisała i zajmowała sie prawem. Zdaje sie, ¿e najbardziej interesowały ja sprawy o opieke nad dzieckiem. Pisała ksia¿ke na ten temat - o prawach rodzicielskich, matkach zastepczych, adopcjach. A ta jej córka - Julie - rzuciła szkołe po kilku tygodniach. Tak po prostu. Wyjechała ze swoim chłopakiem do Santa Rosa. Pracuje w małej knajpce, gdzie podaje kawe. Tak wiec jej matka nie jechała na spotkanie z nia, kiedy zgineła. - Po co wiec jechała do Santa Cruz? - Wszyscy zakładali, ¿e jechały do Santa Cruz, bo sadzili, ¿e tam jest jej córka. A mo¿e pani Delacroix i twoja bratowa postanowiły zabawic sie w Thelme i Louise i po prostu jechały przed siebie. Mo¿e chciały dotrzec do Los Angeles albo do