- Dobry Boże - wyszeptała, szlochając z ulgą.
Po dziesięciu latach kłamstw i zwodzenia wreszcie udało jej się odnaleźć córkę. 170 Rozdział 17 Shelby odsunęła krzesło, wsunęła najważniejszy folder pod pachę i w tym momencie usłyszała, że jakiś samochód zwalnia i zatrzymuje się na opustoszałej ulicy przed biurem. Świetnie, pomyślała. Kolejna osoba, która mogłaby ją rozpoznać. Nie żeby to miało większe znaczenie. Chyba żeby to był Ross McCallum. Omal nie dostała zawału. Nie panikuj, Shelby. Ross nie ma tu żadnych spraw do załatwienia. Po prostu jesteś przewrażliwiona. Ruszaj dalej. Jedź do Lydii. Zażądaj, żeby powiedziała ci prawdę. Wepchnęła swoją teczkę do szafki, zgasiła latarkę, wsunęła szufladę i zamknęła ją na klucz, podobnie jak biurko. Nie chciała, żeby jej ojciec się zorientował, że poznała prawdę. Najpierw musi zobaczyć swoją córkę, porozmawiać z nią, zdecydować o dalszym postępowaniu. Gdyby sędzia dowiedział się, że Shelby ustaliła miejsce pobytu Elizabeth, mógłby znowu sabotować jej wysiłki. - Drań - mruknęła, okrążając biurko ojca, podczas gdy jej oczy przywykały do ciemności. Nie mogła narażać się na ryzyko przyłapania. Nie teraz. Usłyszała trzaskanie drzwi. - Niech to diabli wezmą! - szepnęła. Zdenerwowana, wybiegła z biura sędziego i skierowała się do tylnych drzwi, przez które weszła. W oknie naprzeciwko parkingu widać było blask reflektorów. Uświadomiła sobie, że ta droga odwrotu została odcięta, i to ją trochę podłamało. Zerkając przez rolety, rozpoznała mercedesa ojca. Wóz zatrzymał się blisko ogrodzenia. Nie! Co on tutaj robi? Przecież Lydia powiedziała, że całą noc będzie poza miastem. Mimo zdenerwowania Shelby zrozumiała, że musi zaryzykować i uciekać frontowymi drzwiami, bo inaczej czeka ją konfrontacja z ojcem. I wtedy ktoś przekręcił gałkę w drzwiach naprzeciwko, a potem rozległo się stanowcze pukanie. A więc sędzia nie przyjechał tu tylko po to, żeby coś zabrać albo przeprowadzić późną rozmowę telefoniczną czy popracować w ciszy. Nie, on tu się z kimś umówił. To nie była dobra pora na grę w otwarte karty. Niewiele myśląc, Shelby schowała się do dużej szafy i przycisnęła drogocenną teczkę do piersi. W szafie było ciasno. Prawie dotykała ramionami półek z papierami i artykułami biurowymi, a temperatura sięgała chyba miliona stopni. Pot ściekał jej po czole, kiedy usłyszała, że ktoś otwiera tylne drzwi. - Co jest, do pioruna? - zabrzmiał tubalny głos ojca. - Wynalazek przygłupa. - Ktoś minął recepcję, stawiając ciężkie, nierówne kroki, w odpowiedzi na walenie do drzwi. Shelby usłyszała szczęk otwieranych zamków, a potem zobaczyła światło pod drzwiami. - A więc przyjechałeś. - Czekałem na pana. Nevada? O Boże. Nevada umówił się na spotkanie z jej ojcem? Shelby nie mogła i nie chciała w to uwierzyć. - O czym chciał pan ze mną rozmawiać? - zapytał Nevada. - Nie wchodziłeś jeszcze do środka? Chwila ciszy. - Drzwi były zamknięte na klucz, sędzio. Właśnie mnie pan wpuścił. Przez moment obaj milczeli. 171 - Nie widziałeś, żeby ktoś wchodził albo wychodził? - Dopiero przyjechałem. Shelby umierała w sensie psychicznym. Jej ojciec jakimś sposobem zorientował się, że ona gdzieś tu jest. - Cholerna Etta - burknął sędzia. - Nie ma dość rozumu, żeby zamknąć te przeklęte tylne drzwi na klucz albo włączyć głupi alarm. Po co mieć system ochrony, jeśli się go nawet nie włącza? Serce Shelby łomotało. Spocone dłonie swędziały. W każdej chwili ojciec mógł otworzyć drzwi szafy, włączyć światło i ją zdemaskować. No i co z tego? Włamanie jest niczym w porównaniu z jego przestępstwami: fałszowaniem kartotek, oszustwem, kidnapingiem i tego typu rzeczami. - No, więc o czym chciał pan ze mną porozmawiać? - ponowił pytanie Nevada. - Wspominał pan coś o Shelby i McCallumie. O Boże. Shelby zacisnęła szczęki tak mocno, że aż poczuła ból.