gazy po cebuli
z nas identyfikuje się z osobą, która rozwiązuje jakąś sprawę kryminalną, kiedy oglądamy film lub czytamy książkę. Ale nie Mandy. Ona identyfikowała się z ładnymi ofiarami o niebieskich oczach i blond włosach. Z nikomu niepotrzebnymi blondynkami, panno Conner. Piękna kobieta, która żyje wyłącznie po to, żeby zabił ją jakiś obłąkany morderca. Rainie nadal była wstrząśnięta, kiedy podjeżdżała pod nieduży budynek mieszkalny, w którym mieściło się biuro Phila de Beersa. Chmury przesłoni¬ ły niebo. Ponad chmurami świecił księżyc, a mimo to było jakoś duszno Nawet świerszcze się nie odzywały. Wysiadła z samochodu zgarbiona i poruszona. Była gotowa strzelać a dopiero potem zadawać pytania. O dziewiątej Kimberly powinna już znaj- 146 dować się w swoim względnie bezpiecznym mieszkaniu. Quincy prawdopodobnie wyjaśnił wszystko ze swoim szefem w Quantico i właśnie wracał do Nowego Jorku. Rainie musiała jeszcze załatwić dwie sprawy, potem nade¬ szłaby jej kolej. Zatrzymała się pośrodku pustego parkingu i zaczęła wpatrywać się w gęsty mrok. Gdzieś poza zasięgiem wzroku słychać było szum samochodów na autostradzie. Światło latarni odbijało się od błyszczących kamyków w asfalcie. Poczuła intensywny zapach kapryfolium i jeżyn. - Witam panią. Przestraszyła się i odwróciła gwałtownie, jednocześnie sięgając po swojego glocka. Phil de Beers, niewysoki, elegancko ubrany mężczyzna, stał w drzwiach budynku. Patrzył na nią z zaciekawieniem. Był bardzo podobny do osoby ze zdjęcia przesłanego Internetem. - Zechce pani wejść? - spytał uprzejmie. Zadrżała, po czym przytaknęła. - Przygotowałem kawę - powiedział chwilę później, zachęcając gestem do wejścia. -Nie wiem, co jest z tymi burzami. Generują taką wilgotność, że szczury po prostu się topią. Ja odczuwam wtedy potrzebę napicia się czegoś gorącego. Albo whisky. Ale ponieważ jest to wizyta zawodowa, poprzestaną na kawie. - Świetnie - odparła Rainie, czym zasłużyła sobie na szeroki serdeczny uśmiech. - Przyłapała mnie pani. Mam nieduży zapas czegoś mocniejszego... - Tak - powiedziała ponuro - ale jestem alkoholiczką. Napiję się tylko kawy. - Świetnie - odpowiedział. Rainie stwierdziła, że już go bardzo lubi. Najpierw weszli do malutkiej kuchni, z której korzystali wszyscy mieszkańcy budynku. Phil dolał sobie do kawy odrobiną whisky. Rainie zaczęła dodawać śmietanki i cukru, aż detektyw de Beers wreszcie się roześmiał. - Widzę, że jest pani uzależniona - skomentował. - Cukier i tłuszcz to powszechnie akceptowane narkotyki. - Na dodatek dobrze je pani toleruje - zapewnił, przyglądając się uważnie jej figurze. Weszli do biura. Usiadł przy biurku w czerwonym skórzanym fotelu. Dla Rainie pozostało stare kuchenne krzesło, które -jak wywnioskowała - miało zniechęcać interesantów do zbyt długich wizyt. Phil podniósł nieduży szklany talerz. - M&M'sa? Rainie pokręciła głową. On wziął pełną garść. - Ja też mam problemy z uzależnieniem - przyznał wesoło. Zaczął żuć cukierki, a w tym czasie Rainie przyglądała się gabinetowi. 147